Stwierdzenie, że ktoś jest gwiazdą, w Polsce ma zupełnie inny sens niż na świecie. Mówiąc szczerze jest po prostu śmieszne - mówi Dorota Stalińska
Skończyła już Pani urlop macierzyński?
Urlop? Nigdy go nie miałam.
W telewizji pokazywano przecież Panią spacerującą dostojnie, z dziecięcym wózkiem.
Rzeczywiście, ale było to podczas poprzedniego festiwalu filmowego w Gdańsku – mój syn miał wtedy trzy miesiące. Od tamtej pory jednak stale pracuję. Pół roku spędziłam na planie kręconej właśnie „Historii niemoralnej" - dzień w dzień, z malutkim dzieckiem przy piersi. Zaraz potem zagrałam główną rolę w filmie norweskim, później przygotowałam nowy program do Wrocławia na Przegląd Piosenki Aktorskiej. Występowałam jeszcze na koncertach. Nie było czasu na urlop. Dopiero niedawno miałam wolne, odkąd jest mój syn, przede wszystkim staram się zawsze być z nim.
Jest Pani gwiazdą, należy do aktorskiej ekstraklasy. Czy w kraju, w którym nie funkcjonuje system gwiazd, ma to jakieś znaczenie? Czy może Pani np. grymasić na honoraria, przebierać w propozycjach?
Nie ma to niestety żadnego znaczenia. Stwierdzenie, że ktoś jest gwiazdą, w Polsce ma zupełnie inny sens niż na świecie. Mówiąc szczerze jest po prostu śmieszne. Zresztą dzisiaj - wszystkim nam - czy to z ekstraklasy, czy z III ligi — jest bardzo ciężko, bo kultura znalazła się w wielkich malinach i końca nie widać. Matm oczywiście tę satysfakcję, że przez 15 lat działalności zdobyłam wszelkie możliwe nagrody - ale problemy życia codziennego dotyczą mnie tak jak wszystkich.
Znalazła Pani nowego reżysera, z którym chciałaby teraz robić filmy?
Może źle to zabrzmi, ale po 15 latach działalności chciałabym po prostu zacząć pracować za pieniądze. Adekwatne do wkładu pracy, energii, talentu czy też tej ekstraklasy, do której - jak Pan powiedział - należę. Myślę, że sportowcy z ekstraklasy są trochę lepiej opłacani niż I liga kultury. Nigdy w życiu nie zrobiłam niczego dla pieniędzy i nadal mam nadzieję, że tylko dla nich niczego nie zrobię. Chciałabym jednak zarabiać odpowiednio do swojej pozycji. Wyjściem byłaby dla mnie na pewno praca w innej kinematografii. Nasza przechodzi bowiem przepoczwarzenie, jak wszystkie inne dziedziny życia i minie sporo czasu zanim znowu stanie na nogi.