Kiedy kieruję do widowni pytanie: czy moja bohaterka ma wrócić do męża czy nie, to panowie krzyczą tak, a panie - nie! Widzowie zaczynają ze sobą dyskutować, kłócić się! Zakładając złamanie pewnej umownej konstrukcji teatru, świadomie zachęcając publiczność do uczestnictwa w przedstawieniu nie przewidywałam, że uda się to aż w takim stopniu! To fantastyczne!
„Zgaga" w wykonaniu Doroty Stalińskiej to kolejna sceniczna wersja opowieści o kobiecie zdradzonej. Temat z życia wzięty. Publiczność jest zachwycona, tym bardziej że są dodatkowe atrakcje, a na scenie i widowni dzieje się masa rzeczy nie zaplanowanych.
Miłość, zawsze miłość we wszystkich odmianach
O tym, że będzie aktorką, zadecydowała już, gdy miała trzy lata. Cztery lata później razem z zespołem dziecięcym „Żywego słowa" z Gdańska, z którego pochodzi, wystąpiła po raz pierwszy publicznie. Egzaminy do PWST w Warszawie zaraz po maturze zdała celująco bez żadnych problemów. To, co do tej pory było jej pasją, hobby, to, czemu poświęcała cały swój czas wolny, stało się obowiązkiem, codziennością.
To był piękny moment. Dziś często tłumaczę młodym ludziom, jakie to ważne, ale ważniejsze jest to. Cokolwiek robi to, to naprawdę lubi.
Jeszcze jako studentka zagrała w „Pierwszym dniu wolności" L. Kruczkowskiego w reżyserii Tadeusza Łomnickiego i w „Kiedy rozum śpi" w reżyserii Andrzeja Wajdy w Teatrze na Woli, scenie kierowanej wówczas przez Tadeusza Łomnickiego. W tym teatrze spędziła pierwsze lata po studiach, nie schodząc właściwie ze sceny. Jest jednak za ambitna, aby na tym poprzestać. Rok po studiach przygotowuje swój pierwszy monodram „Tabu" według Jacka Bocheńskiego, którym wygrywa Festiwal Teatru Jednego Aktora w Toruniu jako najmłodsza do dziś dnia uczestniczka tego przeglądu. Odkryłam wtedy nową dziedzinę mojej pracy, która rzuciła piętno na cale późniejsze dwadzieścia lat mojego życia zawodowego.
Zawsze byłam osobą samodzielną i upartą
a jednocześnie z poczuciem odpowiedzialności. Teatr Jednego Aktora dawał mi poczucie odpowiedzialności za całość... Z monodramami, które później rok po roku zaczęła konsekwentnie wystawiać, zjeździła całą Polskę, z pracy nad nimi wynosząc ogromne bogactwo warsztatu i umiejętność nawiązywania kontaktu z widownią. Przyszedł też czas filmowy. Główna rola w filmie Barbary Sass „Bez miłości" przyniosła, jak sama aktorka wspomina, „worek nagród". Nie mniej uznane były kolejne jej role realizowane we współpracy z Sass: „Debiutantka", „Krzyk" i „Historia niemoralna". Otrzymała nagrodę rektorską przyznawaną studentom wykazującym się dużymi osiągnięciami w ciągu dwóch lat upływających od ukończenia szkoły. Później było jeszcze mnóstwo wyróżnień, a wśród nich nagroda Zbyszka Cybulskiego, między innymi za przedstawienia Teatru Jednego Aktora, oraz główna nagroda na Festiwalu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Sama przyznaje, że nie ma nagrody, której by nie dostała, choć nauczyła się już, że oprócz tego, że zalegają one szuflady, to nigdy niczym nie owocują.
Do dziś mam takie poczucie, że zaczynam wszystko od zera i jeżeli sama nie wymyślę, nie napiszę, nie przygotuję, to nikt tego dla mnie specjalnie nie zrobi...Od dawna opieram się głównie na sobie i swoim pisaniu.
A pisała, odkąd sięga pamięcią, najchętniej krótkie, poetyckie formy. Po raz pierwszy zdecydowała się zaprezentować swoje wiersze w przedstawieniu muzycznym będącym rodzajem recitalu pt. „Nadzieja". Pomysł chwycił, teksty się spodobały, otrzymała masę listów od ludzi, którym twórczość ta okazała się bliska. Teraz jest autorką dwóch tomików wierszy - „Pożyczone natchnienie" i „Niewierny czas". Stalińska zapracowała na miano jednej z najciekawszych aktorek swojego pokolenia. Zawsze uważała, że być aktorem, to tylko aktorem wybitnym, bo „... lepiej być chyba średnim mechanikiem czy średnią fryzjerką, albo nawet dobrą fryzjerką, niż średnim aktorem." Życie średniego aktora jest okropnie ciężkie. Jest dynamiczna, pełna energii, apetytu na życie. Zapylana, co jest dla niej takim motorem napędowym, siłą, która pcha ją naprzód, odpowiada:
Miłość, zawsze miłość... we wszystkich odmianach. To brzmi oczywiście banalnie (…) życie warte jest życia, kochania. Wierzę, że człowiek, który wychodzi do świata i ludzi z uśmiechem, dostaje z powrotem od świata i ludzi ten uśmiech. Sama walczę ze sobą o ten uśmiech na co dzień i wiem, że tego można się nauczyć.
W tej walce pomaga aktorce joga, którą uprawia od lat. Nosiła się kiedyś z zamiarem wydania książki pt. „Moja joga". Wierzy w potęgę człowieka, sama, jak twierdzi, jest dla medycyny najlepszym przykładem samoleczenia. Ulegała różnym wypadkom, przeszła kilka operacji, była sparaliżowana.
Wierzę w silę, która jest w nas i jeżeli mam szansę przekonać ludzi, że sami mogą sobie pomóc, to zawsze to robię.
Stalińska należy do tych, którzy nigdy nie odmawiają udziału w akcjach charytatywnych, a przy tym jest jedną z założycieli Towarzystwa „Nasz Dom" organizującego pomoc dla domów dziecka w całej Polsce.
Największą miłością aktorki od siedmiu lat jest jej syn, Paweł, któremu stara się za wszelką cenę przekazać to, w co wierzy, zaszczepić mu swoje pasje, życzliwość do świata, ludzi...
Nikt nie chciał nas pokochać we dwoje
Trudno, to bez znaczenia
Nie martw się, synku, ja c/ę ochronię
Ja nie pokaże ci nigdy swojego cierpienia
Ja cię nauczę, jak masz życie kochać
Jak dobrym masz być dla zwyczajnych ludzi
Ja cię nauczę piłkę celnie kopać
l z jasnym uśmiechem co rano się budzić
Ja cię nauczę wszystkiego, co umiem
A może jeszcze czegoś - czegoś więcej
A gdy dorośniesz - może zrozumiesz
Jaką cenę za ciebie zapłaciło moje serce...
Najważniejszy jest zawsze Pawełek, choć czasem są okresy, że poświęcam mu mniej czasu, tak jak ostatnio, kiedy przygotowywałam się do premiery „Zgagi". Tłumaczyłam, że po to, by za chwilę mieć dla niego dużo czasu, teraz muszę ciężko pracować.