Co decyduje o tym, że młody aktor podejmuje ryzyko przygotowania monodramu, skoro nie jest on objęty repertuarem teatru? Odpowiedzi na to pytanie postanowiłam poszukać w rozmowie z DOROTĄ STALIŃSKA. Wszak: to właśnie ta forma przyniosła jej popularność i uznanie. A sympatię publiczności potwierdziły nagrody przyznane aktorce za monodramy „Tabu" i „Żmija" na toruńskich festiwalach jednego aktora.
Dziś wytworzyła się taka atmosfera w teatrze - mówi Dorota Stalińska, że aktorzy: nie czują się odpowiedzialni za wartość przedstawienia. Jedyną osobą odpowiedzialną za całość jest reżyser; aktor na ogół dba tylko o swoją rolę. W monodramie odpowiadam za wszystko, z czego składa się spektakl: począwszy od wyboru tematu i zaadaptowania tekstu.... Przy tym monodram daje aktorowi możliwość wszechstronnego pokazania siebie i sprawdzenia swego warsztatu trzeba swoim ciałem, gestem, głosem bez pomocy rekwizytów, światła, dekoracji przedstawić nie tylko postać, ale i zbudować dramaturgię, stworzyć obraz sceniczny.
Pierwsze trzy sezony na scenie są dla młodego aktora okresem bilansowania doświadczeń, oceny pierwszych ról: jak będą procentować w przyszłości? Jakie miejsce wśród tych doświadczeń zajmują monodramy?
Startując w zawodzie nie potrafimy określić siebie w spektaklu, ocenić własnej gry, przewidzieć reakcję publiczności, na gest, na intonację, itd. Brak doświadczenia można zastąpić wówczas jedynie, intuicją. A właśnie monodram uczy stałej samokontroli na scenie, uczy oceniać jakość jasnej gry oczami widza.
Nie jest pani jedyną aktorką w Teatrze na Woli występującą w monodramach. Z sukcesem przygotowują monodramy Andrzej Golejewski i Krzysztof Kołbasiuk.
Czy można wyciągnąć wniosek, że w tym teatrze panuje przychylna atmosfera dla artystycznych inicjatyw młodych aktorów?
Nie znam innych teatrów, więc nie potrafię ocenić czy w naszym teatrze jest atmosfera lepsza. Ale jest w nim więcej aktorów, którzy, są kolegami jednego roku PWST. A wśród nich są tacy, którzy czują potrzebę robienia czegoś na swój rachunek i którzy sobie w tym nawzajem pomagają. Myślę, że dyrektor i koledzy, którzy widzieli nasze monodramy nabrali szacunku do tego, co robimy. To jest bardzo sympatyczne, że nie traktują naszej dodatkowej pracy jak chałtury. Tym bardziej, że w samym środowisku artystycznym monodram, wymagający przecież tyle wysiłku, jest formą, raczej niedocenianą.
Gdzie można obejrzeć wasze monodramy?
W zasadzie nie ma w Warszawie żadnej sali, w której prezentowane byłyby monodramy. Teatry są w ogóle nie zainteresowane przedstawieniami nie objętymi ich repertuarem. W „Starej Prochowni” odbywają się, raz do roku przeglądy laureatów toruńskich, ale jest to impreza okazjonalna, jednorazowa mimo, że ściąga tłumy wdzięcznych widzów. Czasem występuję w warszawskich domach kultury, grałam w Muzeum Etnograficznym. Występuję tam gdzie zostaję zaproszona. I choć sama nie zorganizowałam sobie żadnego spektaklu, od stycznia „Żmiję" zagrałam 80 razy. Głównie jeżdżę w teren, co ma dodatkowy atut, uczy hartu ducha. Przy tym wyjazdy dają wiele satysfakcji. Na monodramy, jest olbrzymie zapotrzebowanie w miasteczkach. I na wsiach. Często spotykam tam widzów, którzy po raz pierwszy kontaktują się z „żywym teatrem" – małym, bo małym, ale przecież teatrem. Ich wdzięczność, jaką manifestują po przedstawieniu, rozmowy z nimi przekonują mnie, że nie błądzę, że pracuję nie tylko dla własnej satysfakcji…