Libretto: Ernest Bryll
Muzyka: Katarzyna Gaertner
Reżyseria: Krystyna Janda
Rola: Diabeł (gościnnie)
Teatr Powszechny im. Z. Hubnera w Warszawie
premiera: 2 lipca 1993
Postać diabla to zazwyczaj aktorska gratka - szansa na rolę dynamiczną, psychopatyczną, okrutną - archetypiczny czarny charakter .Zazwyczaj rola ta przypada mężczyzn. Kobiety rzadko grywają diabły, chyba że we wcieleniu famme fatale. Bies z rogami, ogonem jest wyzwaniem dla aktorki.
I właśnie Dorota Stalińska zagrała takiego diabła - tradycyjnego, ludowego, pełnego energii psotnika, który żyje wśród ludzi, tańczy, śpiewa z nimi, przymila się, straszy i …. czyha na ich skuchy. Pilnuje swego piekielnego interesu na ziemi, tocząc permanentną walkę z Aniołem.
Tak pisano o roli Doroty Stalinskiej:
„Imponującą Diablica - Dorota Stalińska - od razu rusza w tany i wyczynia, takie harce, że „oczu od niej oderwać nie można”
„Z otwartymi gębami podziwiała premierowa publiczność zbójnickie „hołubce", podskoki, wyskoki z ciupagami," w których Diablica – Stalińska ani na krok nie ustępowała chłopakom, a aktorzy dramatyczni — tancerzom zakopiańskiego zespołu „Krywań".
"Po dwudziestu trzech latach od prapremiery "Na szkle malowane" triumfalnie powróciło na scenę"... "Udało się Krystynie Jandzie zrobić spektakl o takiej urodzie, że aż dziw bierze"... "Harmonia, prostota, szczerość, swoboda, perfekcja wykonania"... "Rzadko widuje się tak radosne aktorstwo"... "Janda zdawała sobie sprawę, że w śpiewogrze najważniejsze jest tempo akcji, prostota interpretacyjna i poczucie humoru"...
Po premierze śpiewogry Ernesta Brylla i Katarzyny Gaertner w Teatrze Powszechnym w Warszawie (w lipcu 1993) jednogłośnie wyrażono zachwyt. I zdumienie, że sztuka tak "zgrana" w latach siedemdziesiątych znów mogła spodobać się widzom, którzy zgotowali zespołowi i Krystynie Jandzie - debiutującej w roli reżysera - gorącą owację. [PAT]
NOWOŚĆ!
Anielica Janda i diablica Stalińska - recenzja
Bisowali do utraty tchu - recenzja
Powrót Janosika, no to jeszcze raz zbójnickiego! - recenzja
Na szkle malowane - recenzja