Dorota StalińskaPrasalata 80 - te

Antygona z Targówka


Dorota Stalińska kreuje główne role w trzech autorskich filmach Barbary Sass — „Bez miłości", „Debiutantka" i „Krzyk". Zagrała także duże role w obrazach: „Roman i Magda" Sylwestra Chęcińskiego, „Miłość ci wszystko wybaczy" Janusza Rzeszowskiego, „Lata dwudzieste, lata trzydzieste" Andrzeja Kotkowskiego i „Seksmisji" Juliusza Machulskiego. Jest także aktorką „telewizyjną" — z ważniejszych jej prac należy wymienić role w serialu „Ślad na ziemi" Zbigniewa Chmielewskiego, ,,Wahadełku" Filipa Bajona, jednym z odcinków serialu „Białe tango" Janusza Kidawy, spektaklu Teatru Telewizji — „Oni" Witkacego, w reżyserii Krzysztofa Rogulskiego. W tej chwili przygotowuje się do tytułowej roli w telewizyjnej „Antygonie" Sofoklesa w reżyserii Barbary Sass.

Już Pani rolę w filmie „Bez miłości" nazwano „agresywną". Marianna z „Krzyku" jest, jeśli to możliwe, jeszcze bardziej ekspresyjna!
„Krzyk" jest trzecim naszym — Barbary Sass i moim — wspólnym filmem. Istnieje, może nie zawsze w pełni uświadomiona, ' dramaturgia tej współpracy. „Bez miłości", to było kino szybkie, barwne, zostało nawet nazwane „kinem amerykańskim". I typ bohaterki, którą grałam, mieścił się całkowicie w konwencji tego filmu — energiczna, atrakcyjna, dosyć agresywna. Natomiast „Debiutantka" była obrazem refleksyjnym, ściszonym, podobna była i bohaterka — pozbawiona większej ekspresji, „ostrości" charakteru i temperamentu. Trzeci film dawał szansę powrotu do silniejszych form wyrazu, jeszcze mocniejszego skondensowania ekspresji. Jest to film o bardzo specyficznym środowisku, o specyficznej bohaterce, która — w moim odczuciu — wymagała bardzo -„ostrej" gry aktorskiej.

Aktorstwo tak ekspresyjne spotyka się u nas z wieloma zarzutami: nadmiernej ekstrawagancji, czasem maniery ….
Wiem, że ten rodzaj gry może się spotkać z reakcją krytyczną, po prostu rzadko się u nas w ten sposób grywa. Jest to rola w każdym momencie wykreowana, przemyślana: sposób chodzenia, mówienia, precyzyjna mimika. Ten właśnie sposób gry, z uwagi na moje własne zainteresowania i predyspozycje, najbardziej mnie pociąga. Ale są też role wykreowane na podobieństwo męskich ról aktorów amerykańskich! Ten taneczny, rozkołysany krok, dynamiczna mimika, ruchliwe ręce... Całe amerykańskie kino, zwłaszcza męskie, oparte jest na wysokiej klasy kreacjonizmie. Na roli zbudowanej żmudnie od początku do końca. Brando, Hoffman, Pacino — to aktorzy, którzy najpierw wymyślają sobie postać, a dopiero potem ją grają. Reżyser i ja lubimy takie kino, taką właśnie precyzyjnie wykreowaną grę aktorską — i dlatego „Krzyk" tak właśnie został zagrany.

Aktorstwo jest zawodem niesłychanie eksploatującym. Zwłaszcza gra tego rodzaju. Jakie są koszta takiego właśnie, nieprawdopodobnie ostrego, na granicy histerii, wstrząsu psychicznego aktorstwa?
Ze wszystkich moich dotychczasowych ról Marianna wymagała największej koncentracji i pracy. W filmie tym znajduje się np. wiele scen, w których napięcie powstaje z niczego. Tak więc wychodząc od zera, czyli od „spokoju", trzeba znaleźć w sobie taką temperaturę emocjonalną i tyle umiejętności warsztatowych, żeby umieć zakończyć tę scenę np. szokiem. Szokiem człowieka, który zabija. Ale ja jestem wrogiem grania „na żywioł", „naprawdę", dawania z siebie wszystkiego. Więc, jeśli na ekranie płaczę, to wcale nie znaczy, że cierpię rzeczywiście. To widz musi uwierzyć, że bohaterka cierpi, a ja muszę mieć dobry warsztat aktorski, żeby to cierpienie uwiarygodnić.

Marianna pochodzi ze środowiska marginesu społecznego, trzeba było je chyba poznać, żeby dobrze zagrać. Choć wiem. że jest to najtrudniejsza „droga do roli”.
Miałam wiele rekonesansów w środowisku, w którym Marianna przebywała, pośród ludzi, których znała i z którymi żyła. Wraz z naturszczykami, którzy grali w filmie chodziłam po Pradze, po melinach, poznawałam środowisko alkoholików, prostytutek, degeneratów. To całe dno życia, marazm i beznadzieję. I właśnie tam, chodząc z tymi ludźmi nocną Pragą, musiałam grać bardziej niż na planie, żeby nie dostać któregoś wieczoru nożem w plecy. Oni mnie wprawdzie „kupili", zaakceptowali, ale przyznam, że okres przygotowań, rekonesansów obciążył mnie psychicznie, ba, fizycznie, najbardziej.

Znam Panią od kilku lat, zauważyłam pewien związek pomiędzy rolami, które kreuje Pani właśnie na ekranie, a Pani własną osobowością. Coś na kształt sprzężenia zwrotnego. Chcę przez to powiedzieć, że jakieś fragmenty, strzępy ról, pozostają w Pani osobowości, może na stale.
Jeżeli przez kilka miesięcy „siedzi się" w cudzej skórze — nasz zawód daje taką możliwość — coś z tego pozostaje. Że kiedy zakładam szpilki, wchodzę na kolację do dobrej restauracji, zaczynam się nagle kołysać w biodrach jak Marianna. Nonszalancko (…) Na pewno każda ciekawa rola, taka, którą mocniej przeżywamy, która wiąże się z nowymi doświadczeniami, wzbogaca, może zmienia...

Może nawet pozostaje na zawsze — w sposobie myślenia, stylu bycia...
Powtarzam jednak, że jestem wrogiem zżerania, nadmiernego eksploatowania przez zawód. Powtarzam: to widz musi uwierzyć, że ja płaczę i że morduję. To jest właśnie zwycięstwo sztuki aktorskiej nad ludzką wyobraźnią.


Krzyk" został zrealizowany półtora roku temu, ale jeszcze nie pojawił się na ekranach. Zdążył już otrzymać wiele nagród, krajowych - Wielki Jantar 83 dla filmu, nagrody publiczności — dla Pani i filmu na tegorocznych koszalińskich Spotkaniach „Młodzi i film oraz zagranicznych — nagroda CIDALC-u za rolę oraz nagroda główna CA ALA dla filmu na MFF w San Sebastian. Kiedy zobaczymy „Krzyk" na kinowych ekranach?
Premiera zapowiedziana została na 2 grudnia. Nareszcie.

Życzymy sukcesu.