Dorota StalińskaPrasalata 90 - te

Scenariusz i życie

- Jest w tobie jakiś błąd.

- Tak, chyba masz rację...

- Nigdy nie potrafiłam zrozumieć na czym on polega.

- Spróbujmy się zastanowić, może nam się uda, może odszukamy wspólnie ten twój błąd.

Naprzeciw siebie siedzą dwie kobie­ty, może nawet przyjaciółki. Są do siebie bardzo podobne. Obie wyko­nują trudne zawody; jedna z nich — ta, która przemawia zza ekranu — jest reżyse­rem. Druga — siedząca teraz po przeciw­nej stronie stołu — często występuje w jej filmach.

Tak zaczyna się nowy film Barbary Sass „HISTORIA NIEMORALNA" z Dorotą Stalińska w roli głównej. Rzecz dotyczy życia kobiety o mocnej osobowości i nie­małym talencie. Jako aktorka zdążyła już zaistnieć — festiwale, nagrody, tłum wiel­bicieli. Życie osobiste jest jednak pasmem porażek, a samotność — po śmierci ojca jeszcze głębsza, dotkliwsza — ceną, którą płaci za sukces. Samotność jest stanem, w którym ona nie potrafi żyć. Ciągle poszu­kuje więc przyjaźni, miłości. I ciągle pono­si porażki. Mężczyźni boją się jej. Uciekają od niej, bo nie potrafią dorównać jej inteli­gencji, sprostać sile jej charakteru. A ona nie potrafi ulegać.

Na czym polega więc ów błąd, który od­gradza ją od zwykłych ludzi? Ociera się o nich co dzień: w windzie, w sklepie, na uli­cy. Kiedy więc jej sąsiedzi łamią się opłat­kiem w przedświątecznych nastrojach, ona zamknięta w swoich czterech ścianach wmawia sobie wtedy, że ten dzień jej nie dotyczy. W końcu załamuje się, sięga po alkohol, wreszcie usiłuje popełnić sa­mobójstwo. Ten błąd, który czyni ją sa­motną to jej „inność". Wymyka się stereo­typom, nie uznaje konwencji, nie potrafi być tylko „miękką, puszystą kobietką".

Film wzbudził wiele kontrowersji. Wi­dzowie odczytali scenariusz filmowy jako prawdziwą opowieść o życiu Doroty Sta-lińskiej. Kojarzy się ona nieodmiennie z typem mocnych postaci i tak jest też od­bierana w życiu prywatnym.

Był to więc zapewne efekt zamierzony, pomyślany jako tani chwyt reklamowy. Pierwsza scena — owa rozmowa między reżyserką a aktorką (w pierwotnej wersji zamykała film) narzuca taki sposób myśle­nia. Dorota Stalińska nie protestuje, mimo że jest to jawna manipulacja. Wbrew plot­kom twierdzi, że między nią a Barbarą Sass nie ma żadnego konfliktu. Nie prze­czy jednak, że „Historia niemoralna" jest filmem niebezpiecznie ekshibicjonistycznym. Przyjmując tę rolę zdawała sobie sprawę jakie podejmuje ryzyko.

„Historia niemoralna", a właściwie skandalizująca otoczka, która powstała wokół tego filmu, jest przykładem nowego zjawiska socjologicznego: próbą wtargnię­cia w sferę prywatnego życia ludzi popu­larnych. Obnażenie intymności, ośmiesze­nie, skompromitowanie zdarzały się do tej pory w Polsce rzadko. Istniało niepisane prawo chroniące prywatność gwiazd ekra­nu. Teraz coś się zmieniło. „Alfabet Urba­na" — z punktu widzenia etyki dzienni­karskiej książka o wątpliwej wartości — bazuje na zasadzie: „wszelkie chwyty doz­wolone". I co ciekawsze — dobrze się sprzedaje.

Pod względem zainteresowania skanda­lem, sensacją doganiamy zdaniem Doroty Stalińskiej, Europę. Różnica polega jedy­nie na tym, że polscy dziennikarze nie za­dają sobie wiele trudu, żeby dotrzeć do źródła informacji. Wygodniej jest taplać się w błocie. Dorota Stalińska nie znalazła się w „Alfabecie Urbana", co poczytuje sobie zresztą za sukces. Niechętnie opo­wiada o swoim życiu prywatnym. Wydaje się, że usiłuje rozdzielić te dwie sfery: pry­watność i aktorstwo, choć nieuniknione jest ich wzajemne oddziaływanie i przenikanie.

Mimo że zdecydowanie odżegnuje się od jakichkolwiek związków między życiem aktorki z „Historii niemoralnej" a swoim własnym, nie sposób nie dostrzec pewnych paraleli chociażby w sferze zawodowej. „Cale życie próbuję udowodnić, że wykonuję pewien zawód. Aktor, to ktoś kto ma bawić i wzruszać" — te słowa to credo aktorskie Doroty Stalińskiej. Jest perfekcjonistką. Traktuje swój zawód jak rzemiosło i stara się go wykonywać najlepiej jak potrafi. Ma przy tym duże poczucie odpowiedzialności za to, co robi.

Zaczynała jako aktorka teatralna po ukończeniu warszawskiej PWST w 1976 r. Zanim związała się z Teatrem na Woli, często wyjeżdżała w najodleglejsze zakątki Polski, gdzie występowała przed bardzo zróżnicowaną publicznością. Jej ulubioną formą teatralną stały się monodramy m.in. ..Żmija"' wg Lwa Tołstoja, „Utracona cześć Katarzyny Blöm" Heinricha Bölla, ..Tabu''' Jacka Bocheńskiego. Gdzieś tam na Białostocczyźnie, w Tymotyczach Małych, czy Wielkich starała się udowodnić zwykłym, prostym ludziom, którzy przy­chodzili na jej występy, że warto posłuchać dobrej sztuki, że jedyną rozrywką na dłu­gie zimowe wieczory nie musi być kieli­szek.

Dziś Dorota Stalińska woli grywać w teatrze. Dziś nie potrafiłaby już przebierać się gdzieś w bufecie, między skrzynkami po oranżadzie. Wspomina jednak te czasy z dużym sentymentem.

Występy na prowincji były więc począt­kiem jej kariery. Szybko doczekała się pierwszych sukcesów. Kilkakrotnie została laureatką Ogólnopolskiego Festiwalu Jed­nego Aktora w Toruniu. Później Stalińska coraz częściej zaczęła pojawiać się na ekra­nie. „Niedzielne dzieci" A. Holland, „Ro­man i Magda" R. Załuskiego, „Ślad na ziemi" Z. Chmielewskiego. Jednak naj­większą popularność przyniosły jej dopiero filmy Barbary Sass, w których grała role jakby stworzone dla siebie: „Bez miłości” (nagroda Zbyszka Cybulskiego w 1980 r.), „Krzyk" (Srebrne Lwy Gdańskie 1985).

Stalińska jest aktorką niezwykle ekspresywną, dynamiczną, chociaż protestuje przeciw wszelkim próbom jej zaszufladko­wania. „Nie potrafię grać od okna do drzwi tzn. tylko ładnie wyglądać" — wyznaje. — „Zawsze próbowałam grać mięsiściej". Jej zdaniem, to Barbara Sass stworzyła typ postaci agresywnej, drapieżnej, a ona ją tylko zagrała. Efekt zależy jedynie od pro­fesjonalizmu, umiejętności aktora.

Na pytanie, o jakiej roli teraz marzy — Dorota Stalińska odpowiada przekornie: o takiej, za którą dobrze zapłacą. Cóż, kry­zys w kulturze nie oszczędza nawet tych najpopularniejszych. Niełatwo jest być dziś aktorem w Polsce. Sztuka, kultura stały się czymś w rodzaju hobby dla bogatych. Nie­unikniona wydaje się więc ich ewolucja w kierunku komercjalizacji. Dorota Stalińska chętnie zagra również w dobrym filmie ko­mercyjnym, który opowiadałby o ludziach. Jej zdaniem skończyła się w Polsce era fil­mów artystycznych. Należy więc robić fil­my komercyjne, dbając o ich wysoki po­ziom. „Są tylko filmy dobre i złe" — in­nych podziałów Stalińska nie uznaje.

Maria Podlasek

Autorka jest na II roku Podyplomowych Studiów Dziennikarskich UW. Ten tekst powstał po spot­kaniu Doroty Stalińskiej ze studentami na semina­rium prowadzonym przez Zdzisława Pietrasika.  

Scenariusz i życie
Rok 1990