Dorota StalińskaPrasaod roku 2000

Gryzłam się w język, by nie mówić tekstem ze sztuki

 Przyzwyczaiła pani publiczność do grania silnych, niezależnych bohaterek. Czy Pelasia, gospodyni poety Laurentego, też będzie taka?

Silnych? Może ma pan rację. Ale zawsze dbałam o to, by obdarzyć je dużą dozą wrażliwości. Nawet z "Krzyku" widz wychodził z żalem, że taka fajna dziewczyna, takie fajne mogła mieć życie Bohaterki moich monodramów, "Żmii", "Utraconej czci Katarzyny Blum" czy "Zgagi", są pozbawione wyboru lub postawione wobec konieczności dokonywania dziwnych wyborów - tak kieruje je los. Pewnie dlatego Jurek zwrócił się do mnie. Pelasia przyjmuje rolę kochanki, żony i gosposi, która prowadzi dom silną ręką. Twórcy na ogół mają przy sobie kobiety, które swoją wiernością, oddaniem, ale i prostszym pojmowaniem świata, są w stanie zorganizować im całe życie. Pelasia to osoba pełna troski o Laurentego. Chciałabym, żeby ta postać była wzruszająco-zabawna w tej swojej surowości.

Tadeusz Różewicz przewrotnie dyskutuje z mitem poety. Jak odczytujecie ten klasyczny tekst?

Zastanawiałam się, dlaczego Jurek postanowił akurat tę sztukę odkopać. Życie szybko uświadomiło mi, jak fantastycznie jest aktualna. Bo nawet na ostatnim posiedzeniu Sejmiku Województwa Mazowieckiego ugryzłam się w język, żeby nie odpowiedzieć jednemu z radnych tekstem ze sztuki. Pisząc to 40 lat temu, Różewicz wyprzedził epokę: świat rzeczywiście został zalany grafomanią, prostactwem, chamstwem - to wszystko nas w tej chwili otacza. Panuje apoteoza wyimaginowanych gwiazd, pseudotalentów, nadużywane są słowa "wybitny", "ikona". Jak słyszę, że ktoś mnie przedstawia jako celebrytkę, dostaję wysypki. Świat stanął na głowie, jeśli jeden z najpodlejszych paparazzi rozwalony na kanapie w telewizji śniadaniowej kreowany jest na gwiazdę. Wymieniając nazwiska wybitnych aktorów, mówi, że to nie są dla niego żadne nazwiska, że liczą się tylko - i tu wymienia celebrytki, które umawiają się z nim na ustawki, idąc na zakupy z wózkiem. Wszystko, o czym mówię, jest w tej sztuce. Z drugiej strony, jak widzę bezradność ludzi, których sąd omyłkowo pozbawił domu, i teraz tego wyroku nie można odwrócić, to zastanawiam się, w jakim kraju my żyjemy. Ze względu na te absurdy właśnie zgodziłam się kandydować do Sejmu.

Czyżby Jerzy Stuhr, obsadzając panią w "Obywatelu", przewidział przyszłość?

(śmiech) A wie pan, nie przyszło mi to nawet do głowy. Grając tamtą postać, inspirowałam się pewną znaną posłanką.

Co do absurdów, nie musimy daleko szukać, Emilian Kamiński walczy o Teatr Kamienica.

Wszyscy mu tu z całych sił kibicujemy, poświęcił się temu miejscu w pełni. Takie czasy: twórcy zostali zapędzeni w kąt, sztuka przestała być tematem interesującym. O teatrze pisze się, jeśli wybuchnie skandal, ktoś pokaże tyłek, ktoś kogoś opluje Próżno szukać rzetelnych recenzji teatralnych, za to ocenę strojów celebrytek na premierze - owszem, znajdziemy. Na szczęście widz ciągle jeszcze kocha teatr, zachwyca się, słucha, śmieje się i wzrusza. Podobnie z poezją. To księgarze ogłosili, że się nie sprzedaje, wolą wystawić w witrynie zwierzenia kolejnej celebrytki o tym, co gotuje i z kim sypia. A ja wierzę, że dobra sztuka może być komercyjna, może się dobrze sprzedawać. Niestety, słowo "komercyjny" przeszło niesłusznie na stronę określeń wyłącznie pejoratywnych. Odkąd w 1980 roku jako pierwszy aktor w Polsce zrezygnowałam z ciepłego etatu w teatrze, działam na własną rękę. Muszę robić dobre i jednocześnie komercyjne sztuki, żeby ludzie wracali i żeby chcieli zapłacić za bilety. Oczywiście teatr jednego aktora łatwiej utrzymać niż instytucję. Potrzeba pieniędzy, co - jeśli nie ma mecenasów czy odpowiedniego dofinansowania - odbija się na cenach biletów. Paradoks polega na tym, że ludzi, którzy teatr kochają, na wyjście do teatru bardzo często nie stać. A ci, których stać, mają ten teatr - mówiąc delikatnie - w nosie. I idą tylko wtedy, gdy wypada się pojawić.

Plakat z Jerzym Stuhrem nad mapą Europy i tytułem spektaklu w narodowych barwach sugeruje szerszy kontekst.

U Różewicza pada znamienne zdanie. Pelasia zwraca się do doktora: "Zauważyłam, że Laurenty zaczął ostatnio chodzić na czworakach. Przecież nie musi na mój rozum, to taka manifestacja przeciwko rzeczywistości, tak jakby chciał pokazać język administracji państwowej, hierarchii kościelnej ". Czy to nie jest aktualne? Myśmy się zachłysnęli wolnością, która przyszła. Wydawało się nam, że twórcy mogą wszystko, że za inne poglądy i ich wyrażanie nie wsadzają do więzienia. Ale w tej chwili możemy zderzyć się znowu z pewnym murem.

Widzi pani przyszłość w czarnych barwach?

No cóż, przed nami parę najbardziej niepojętych dni od lat. Zobaczymy, co się będzie działo po wyborach.

Nie myśli chyba pani, że tak jak bohater, wszyscy wylądujemy na czworakach?

Mam nadzieję, że nie. Choć coś w tym jest, że nie dostrzegamy powtarzalności pewnych schematów, że zataczamy koło: wracamy do punktu, z którego wyszliśmy dawniej, szczęśliwi, że się udało. Rozochoceni wolnością, sami wpędzamy się od nowa w pewne ryzy. Być może, żeby tworzyć, nie można być do końca wolnym. Moim zdaniem wspaniała twórczość powstaje z trzech powodów: z wielkiej rozpaczy, wielkiej miłości albo wielkiej złości. Gdy już tak cię boli ten gwóźdź, na którym siedzisz, musisz wstać i krzyczeć, nie możesz udawać, że tego gwoździa nie ma. Jednak "Na czworakach" nie jest wyłącznie roztrząsaniem dylematu twórców, Różewicz dotyka wielu tematów. Dowodzi na przykład, że piekło i niebo są potrzebne, żebyśmy mogli funkcjonować w kategoriach dobra i zła.

Pomimo goryczy nie brakuje w sztuce humoru, ironii.

To tragikomedia bez prostego przesłania, rzeczywistość miesza się tu z wyobrażeniami powstającymi w głowie bohatera. Choć sztuka dotyka egzystencjalnych kategorii, w tych surrealistycznych zderzeniach jest zarazem bardzo zabawna. Zobaczymy, z jakim spotkamy się odbiorem. Ciekawa jestem zwłaszcza reakcji ludzi młodych, oderwanych od tej, znanej mojemu pokoleniu codzienności, którą Różewicz komentował, ludzi odnoszących spektakl wyłącznie do współczesnych czasów. Wy, młodzi ludzie, żyjecie w potwornym dylemacie. "Panie premierze, jak żyć?" - to odmieniane dla żartu pytanie wybrzmiewa ponuro. Weszliście w świat, w którym wykształcenie, talent, a przede wszystkim przyzwoitość, coraz częściej nie są atutem, tylko przeszkodą. Współczuję młodym ludziom, że u progu życia muszą stać w takim rozwichrzeniu i rozkroku, bo nie ma nic pewnego, nie ma już żadnej pewnej wartości. Dlatego musicie te wartości odnaleźć sami w sobie. I bardzo jestem ciekawa, czy ta sztuka wam w tym pomoże.

metrocafe.pl
Piotr Guszkowski
23.10.2015 18:10