Dorota StalińskaPrasaod roku 2000

Los żmii

 

Zabili jej rodziców. Ją sa­mą też próbowano za­bić - i to dwukrotnie. Za każdym razem uszła z ży­ciem, choć bywało, że sama chciała je sobie odebrać. Po­niewierka, szpital, więzienie, wreszcie - służba wojskowa w kawalerii Armii Czerwonej i krwawe boje na froncie woj­ny domowej 1918 roku.
Los hardej, rosyjskiej dziewczyny nazywanej Żmiją - odartej z normalnej młodo­ści, pozbawionej szansy do­konania wyboru, gnanej wia­trem historii i wkręconej w jej bezlitosne tryby. Na wła­snej skórze przekonującej się, czym jest bolszewizm, rewolucja, wojna...
 
Widzowie, którzy oglądali w niedzielę w Teatrze Za Da­lekim w Domu Sztuki Dorotę Stalińską w monodramie"Żmija", opartym na opowia­daniu Aleksego Tołstoja, mo­gli się z kolei przekonać, jak sugestywnie aktorka potrafi oddać grozę tego, co działo się w ogarniętej rewolucją Rosji. Stalińską (która doko­nała adaptacji tekstu Tołstoja i wyreżyserowała mono­dram) była przecież sama na scenie, a wydawało się, że wokół niej szaleje wojenna zawierucha: świszczą kule,
tną szable, pędzą konie...
 
Wybitna kreacja - nic dziwnego, że podziwiana w teatrach już bez mała trzy­dzieści lat i wielokrotnie na­gradzana. W Teatrze Za Dale­kim publiczność nagrodziła, aktorkę brawami.
Spektakl potwierdził nie tylko talent Stalińskiej, ale również jej kulturę i klasę. Oto bowiem po przedstawie­niu artystka podziękowała publiczności za cieple przyję­cie, a Domowi Sztuki - za sprowadzenie "Żmii", rekla­mę i techniczną realizację spektaklu.
Tak niewiele trzeba, by lu­dzie, którzy zapracowali na dobry rezultat, odczuli satysfakcję. Gościć Dorotę Stalińską w teatrze to przyjem­ność nie tylko dla widzów.
 

Recenzja po spektaklu "Żmija", w dn. 15.10.2006,  Teatr Za Daleki w Domu Sztuki